Niedawno pokazywałam Wam sopockie salony spa, Amond SPA w Gdańsku, a teraz pora na kolejne cztery niezwykłe propozycje w Gdańsku. Z tego wpisu dowiecie się, gdzie jest najpiękniejsza strefa wellness w Trójmieście (a przynajmniej najpiękniejsza, w której byłam), na czym polegają zabiegi balijskie, tajskie i ajurwedyjskie, do kogo się zapisać, jeśli lubicie naprawdę silne masaże i o co chodzi z tym floatingiem.
Prana Spa Premium w Radisson Hotel & Suites
Prana Spa Premium ma swoje salony w trzech obiektach w Trójmieście. Wcześniej byłam w hotelu Rezydent w Sopocie, a tym razem odwiedziłam hotel Radisson przy ul. Chmielnej. Trzeci obiekt znajduje się w Radisson Blu na Długim Targu.
W Prana Spa Premium wykonywane są masaże balijskie, tajskie oraz ajurwedyjskie. Nie wiecie, czym się różnią? W telegraficznym skrócie masaż balijski łączy w sobie kilka azjatyckich technik, między innymi ajurwedę oraz chińskie techniki akupresury. Jest relatywnie intensywny. Masaż tajski kojarzy się z jogą. Nie każdy za nim przepada przez częste zmiany pozycji i intensywność, którą odczuwamy jeszcze wyraźniej, jeśli nie jesteśmy wygimnastykowani. Wykonywany jest nie tylko całymi dłońmi, ale także samymi kciukami, nadgarstkami, przedramionami, a nawet łokciami, kolanami i stopami. W ajurwedzie zwracamy uwagę na aspekt leczniczy. Jej tradycja wywodzi się prawdopodobnie z Indii i ma już około 3000 lat.
Podczas wizyty skorzystałam z masażu balijskiego oraz tajskiego. Było więc odprężająco, ale pojawiły się też elementy rozciągania. Ten pierwszy zabieg, przeprowadzany przy użyciu aromatycznych olejków, relaksuje i oddziałuje na krążenie krwi. Polega na głębokim uciskaniu dłońmi, rozcieraniu i gładzeniu skóry. Masaż tajski wykonywany jest już na sucho i w wygodnym, jednorazowym komplecie. Dlaczego ta informacja jest dla mnie szczególnie ważna? Cóż, moje pierwsze spotkanie z masażem tajskim, trzy lata temu w innym salonie, zapamiętałam jako mniej komfortowe, właśnie przez brak tego ubranka. W masażu tajskim uciskane są określone punkty na ciele – począwszy od stóp, a kończąc na głowie. Zabieg częściowo wykonywany jest na siedząco i trafnie określa go popularne sformułowanie „bierna joga”. To terapeuta musi włożyć siłę i ustawić nasze ciało tak, żeby je rozciągać i działać na poszczególne mięśnie.
Oferta Prana Spa Premium jest bardzo bogata. Naliczyłam 22 rodzaje masaży i zabiegów podstawowych (170-350 zł), a do tego dochodzą pakiety dla dwojga (380-520 zł za osobę), ajurwedyjskie pakiety jednodniowe (380-799 zł) i programy 3-5-dniowe (1200-2200 zł), oferta day spa (310-640 zł) oraz dla firm. Oprócz tego wykonywane są zabiegi estetyczne, m.in. kwas hialuronowy, lipoliza iniekcyjna, mediderma czy mezoterapia.
Po zabiegu udałam się do strefy wellness, moim zdaniem – jednej z piękniejszych w Trójmieście. Jeśli chodzi o aspekty wizualne, jest aktualnie moim faworytem. Basen nie jest długi, ale wyposażono go w przeciwprądy, czyli silny strumień wody pod wysokim ciśnieniem, który umożliwia pływanie w miejscu i pokonywanie nieskończenie długich dystansów. Jeśli chodzi o inne atrakcje, znajdziecie tam również: siedzisko łukowe z masażami wodnymi i powietrznymi, leżankę powietrzną o szerokości 3 m, stanowiska masaży wodnych i dwie dysze natryskowe. Standardowo jest też brodzik dla dzieci i – najważniejsze dla mnie – jacuzzi o temperaturze wody 34ºC i wymiarach 200×200 cm, a więc mogące pomieścić kilka osób.
Równie zachwycająca jest strefa saun. W niej znajdziemy saunę parową, odpowiednią dla osób, które słabiej tolerują gorąco, bo temperatura jest tu nieco niższa niż w pozostałych, fińską oraz ziołową, która łączy w sobie zalety sauny suchej i aromaterapii. Obok znajduje się grota lodowa, czyli niewielkie pomieszczenie, w którym panuje temperatura 5ºC. Naturalnie korzystamy z niej po wyjściu z sauny, dzięki czemu uzyskamy delikatny „szok termiczny”. Z kolei jeden z pryszniców zamiast klasycznej deszczownicy ma końcówkę, z której leci wodna mgiełka, więc efekt jest dużo delikatniejszy.
Między strefą basenów i saun znajduje się grota solna z tepidarium i leżankami infrared. To miejsce, w którym można wypocząć w ciszy. Panuje tam delikatny półmrok, rozjaśniony bursztynową poświatą solnych bloków. Leżanki na podczerwień (nie mylić z fotelami masującymi, nawet jeśli wyglądają podobnie!) działają w sposób precyzyjny na poszczególne partie pleców, łagodząc stany zapalne, kojąc ból i odprężając. Wystarczy usiąść wygodnie, dostosować oparcie do swoich preferencji i wybrać program.
Nie trzeba być gościem hotelu, żeby skorzystać ze strefy wellness. Istnieje opcja zakupu pojedynczego wejścia (120 zł) albo miesięcznego karnetu (320zł/5 wejść, 600zł/10 wejść).
Prana Spa Ayurveda Center
Prana Spa (przy ul. Szerokiej) specjalizuje się w zabiegach ajurwedyjskich, ale wykonywane są tam również masaże balijskie. Ajurweda ma pozytywny wpływ na wiele aspektów ludzkiego ciała: poprawia elastyczność i odżywia skórę, pomaga w redukcji wagi, łagodzi zaburzenia hormonalne związane z ciążą i miesiączką, leczy bezsenność i zmniejsza stany zapalne.
Zaczęliśmy od masażu Abhyanga z użyciem ciepłych olejków, który pomaga pozbyć się toksyn nagromadzonych w organizmie. Ruchy wykonywane są zgodnie z kierunkiem przepływu krwi w tętnicach. Co ciekawe – leży się nie tylko na plecach i brzuchu, ale również na boku. Masaż przede wszystkim wspiera prawidłowe krążenie krwi. Wpływa też pozytywnie na stan skóry, poprawiając jej elastyczność i miękkość. Jest przede wszystkim bardzo odprężający. Łagodzi ból i sztywność mięśni.
Po Abhyanga przyszedł czas na Udwarthana. Co kryje się za tą enigmatyczną nazwą? To terapeutyczny masaż głębokich tkanek, który wykonywany jest za pomocą proszku ziołowego nakładanego pociągnięciami w górę. Intensywność ruchów wytwarza ciepło, które następnie topi nadmiar tłuszczu w ciele. Dlatego masaż ajurwedyjski Udwarthana jest chętnie stosowany przez osoby, które chcą schudnąć. Poza tym może również wspierać odporność. Zabieg ten stymuluje układ nerwowy i poprawia krążenie. Wpływa pozytywnie na elastyczność skóry, wspomaga detoksykację organizmu.
Przed zabiegiem Udwarthany, w zależności od potrzeb skóry, terapeutka dobiera proszek. Ten może występować w formie sypkiej albo jest zmieszany z olejem i przypomina konsystencją pastę. Ma intensywny, ziołowy zapach. Po zabiegu konieczne jest jego zmycie pod prysznicem. Jeśli chcecie, żeby olejek i zapach zostały na skórze przez resztę dnia, polecam umyć się bez użycia żelu pod prysznic. Mój pachniał przyprawą do kurczaka, więc postanowiłam przez resztę dnia robić smaka domownikom 😉
Thao Thai
Thao Thai ma dwa salony w samym sercu miasta – przy ul. Szerokiej oraz Spichrzowej. Ja odwiedziłam ten drugi, gdzie zajęła się mną Rung – masażystka specjalizująca się w mocnych masażach i intensywnych doznaniach. Tylko niech Was wyobraźnia teraz nie ponosi, bo Rung skutecznie sprowadzi Was na ziemię, dosłownie! Na koniec mojego masażu, o którym w dalszej części tekstu, terapeutka pokazała mi próbkę swoich możliwości. Wszystko strzykało we mnie tak wyraźnie, że obie zaczęłyśmy się głośno śmiać. Kilka sekund jej uciskania barków, przy jednoczesnym ich rozciąganiu, zadziałało na mnie jak godzina intensywnego masażu pleców. Terapeutka Rung – kocham i polecam! Nie dziwię się, że klienci zapisują się specjalnie do niej.
Zabiegiem właściwym była jednak „kokosowa moc” – pod taką nazwą znajdziecie go na stronie. Nie ma tu jogi, wygibasów i wielkiego rozciągania. To zdecydowania opcja dla osób, które wolą się odprężyć w pozycji leżącej. Masaż całego ciała wykonywany jest gorącymi stemplami kokosowymi, które uśmierzają ból i rozluźniają. Te stemple kojarzą mi się trochę z główkami czosnku i jakimś rytuałem przepędzania złych duchów. Do tego jest masaż ciepłym olejkiem kokosowym o niezwykłych właściwościach dla skóry. Odblokowuje napięte mięśnie, poprawia krążenie i nawilża ciało.
Five Senses Float Spa
A teraz zupełnie zmieniamy klimat i przenosimy się do Five Senses Float Spa we Wrzeszczu. Floating, czyli terapia unoszenia się na wodzie, to praktyka, o której słyszałam kilka lat temu, ale dopiero teraz miałam okazję ją wypróbować. Na czym to polega? Podczas sesji floatingowej wchodzimy do kabiny, którą wypełnia woda o głębokości 30 cm i wysokim nasyceniu specjalistycznej soli epsom, podgrzanej do temperatury skóry. Dzięki temu ciało dryfuje na tafli wody niczym w Morzu Martwym, a człowiek ma wrażenie, jakby lewitował.
Zdjęcia naturalnie zrobiliśmy w kostiumie kąpielowym, ale później się go pozbyłam i Wam też polecam korzystać z sesji floatingowych nago. Żeby poczuć efekt unoszenia się w powietrzu, trzeba odciąć się od wszystkich bodźców – zamknąć kabinę, wyłączyć światła, muzykę (możecie zrobić to wewnątrz i w dowolnym momencie włączyć z powrotem), zdjąć bieliznę, akcesoria do włosów i biżuterię. Polecam też od razu włożyć zatyczki do uszu (ja to zrobiłam dopiero po zdjęciach, więc jeszcze przez następne dwa tygodnie sól przesypywała mi się w uszach), a jeśli potrzebujecie – skorzystać z poduszki do floatingu znajdującej się w salonie. Przez całą sesję należy leżeć na plecach. Ciało będzie dryfowało. Naturalnie, przed i po należy wziąć prysznic. Wejście do kabiny znajduje się w pomieszczeniu, będącym też łazienką, w którym zostajecie sami. To bardzo komfortowe!
Sól epsom znałam już wcześniej i regularnie robię sobie w niej kąpiele w domu, jako element wspomagający walkę z migrenami czy też napięciowymi bólami głowy (co lekarz, to inna diagnoza). Sól epsom ma jednak więcej korzyści zdrowotnych. Wpływa na odprężenie układu nerwowego. Pomaga w leczeniu problemów skórnych, przeziębienia. Łagodzi stany zapalne. Oczyszcza organizm z toksyn.
Sama sesja floatingowa to bardzo ciekawe, nietypowe uczucie. Sądzę też, że za drugim i trzecim razem może okazać się nawet lepsze niż za pierwszym. Wierzę, że możliwość całkowitego wyciszenia, odłączenia się od bodźców, których mamy teraz za dużo, to coś niesamowitego, absolutny luksus. Potrzeba jednak praktyki. Chwilami odpływałam w błogości lewitacji, a w innych momentach nie potrafiłam wyłączyć gonitwy myśli. Bardzo polecam Wam jednak spróbować, bo to naprawdę niezwykłe doświadczenie. Wiem, że w przyszłości tam wrócę, bo to najlepszy sposób na walkę z przebodźcowaniem. 60 minut kosztuje 140 zł, 90 – 190 zł.
Po floatingu udałam się na masaż relaksacyjny całego ciała, który jest doskonałym zwieńczeniem takiej sesji.
Jestem pod wielkim wrażeniem terapeutek wykonujących masaże orientalne, które mają niesamowite wyczucie i świadomość ciała. Jakby miały rentgen w palcach i na swojej drodze miażdżyły wszystkie spięte miejsca, łącznie z tymi znajdującymi się w dziwnym lokalizacjach, np. na dłoniach. Próbowałam powtórzyć to w domu i niestety efekt był marny. Nie jestem w stanie powiedzieć Wam, który z zabiegów jest najlepszy, bo każdy z nas potrzebuje czegoś innego. Musicie spróbować ich na własnej skórze. Jeśli zaś miewacie sny o lataniu i – chyba jak każdy człowiek – chcielibyście zobaczyć, jak to jest, zapiszcie się na sesję floatingową.
Więcej inspiracji znajdziecie na https://pomorskie-prestige.eu/.
Post powstał we współpracy z Pomorską Regionalną Organizacją Turystyczną.
Aneczka
Floating brzmi super. Zapisuje!
Torebki
Witam mega relaks