Starość nie radość? Finansowa poduszka bezpieczeństwa, czyli moje sposoby na oszczędzanie

Starość nie radość? Finansowa poduszka bezpieczeństwa, czyli moje sposoby na oszczędzanie

Zwykle czuję się nieswojo, kiedy przychodzi mi mówić o pieniądzach. Nie lubię, gdy ktoś pyta mnie o zarobki i trzy razy zastanowię się, zanim zrobię to samo. A jeśli już będzie to konieczne – ułożę w głowie najbardziej uprzejmą formę pytania. Sądzę też, że jestem średnią negocjatorką. Nawet w second-handzie, gdzie targowanie się jest na porządku dziennym, wysyłam przyjaciółkę. Na szczęście istnieją obszary związane z finansami, w których radzę sobie całkiem nieźle. Są to wycena swojego czasu pracy (doskonale znam swoją wartość), oszczędzanie i inwestowanie. Jeśli o mnie chodzi, te dwie ostatnie dziedziny zwykle idą ze sobą w parze. I to o nich dzisiaj przeczytacie.

Na pewno słyszeliście kiedyś o pokoleniu Y – umownie, są to osoby urodzone między rokiem 1980 a 2000. Dzieli się je na wczesne i późne pokolenie Y. Ja znajduję się dokładnie po środku, dzięki czemu łączę w sobie cechy jednej i drugiej grupy. Starsi i młodsi z tego pokolenia nie różnią się jakoś szczególnie, ale można zauważyć pewne rozbieżności na poziomie myślenia o przyszłości. Oczywiście mamy pełną zgodność, jeśli mowa o konieczności inwestowania w edukację i rozwój zawodowy. Praca jest bardzo ważną częścią naszego życia, nierzadko nawet zbyt angażującą względem życia rodzinnego czy towarzyskiego. Jednak mimo dużego zapału, nikt z nas nie chce pracować wiecznie. I w tym miejscu nasze ścieżki nieco się rozwidlają. Starsi z pokolenia Y odczuwają jeszcze dużą potrzebę zapuszczenia korzeni. Chętniej biorą kredyty hipoteczne, zakładają rodziny, zależy im na stałym zatrudnieniu i umowie o pracę. Chcą związać się z danym pracodawcą, ponieważ daje im to poczucie bezpieczeństwa. Młodsi zaś znacznie bardziej cenią sobie wolność. Wolność od kredytów i wszelkiego rodzaju zobowiązań. Stosuję tu oczywiście duże uogólnienie, ale wystarczy, że rozejrzycie się po kolegach i koleżankach. Młodsi znacznie częściej wydają swoje oszczędności na podróże, chcą doświadczać, niekoniecznie posiadać.

Jak pisałam, znajduję się dokładnie po środku tej układanki – zarówno rocznikowo, jak i mentalnie. Z jednej strony mam dużą potrzebę stworzenia sobie zabezpieczenia na przyszłość . Walczyłam o własne mieszkanie, a nawet dwa (o czym przeczytacie w dalszej części wpisu). Mam oszczędności, które pozwoliłyby mi przetrwać jakiś czas, w razie gdybym została dziś bez środków do życia. Z drugiej zaś strony – wymarzona dla wielu umowa o pracę nie stanowi dla mnie żadnego zabezpieczenia. Emeryturę państwową traktuję raczej z przymrużeniem oka. Jak dobry żart, który opowiadamy sobie ze znajomymi podczas spotkań przy drinku. Mam potrzebę doświadczania, spotykania nowych ludzi, robienia coraz to ciekawszych rzeczy, a już przede wszystkim – rozwoju. Kiedy jednak patrzę na swoje podejście do inwestowania, okazuje się, że chęć życia tu i teraz nie jest tak silna, jak posiadania finansowej poduszki bezpieczeństwa. Zapewne dlatego nie widzicie na Kapuczinie wielu zdjęć z podróży.

Staram się przypomnieć sobie moment, który ukształtował we mnie takie, a nie inne podejście do pieniędzy. To było chyba w podstawówce. Część z Was może jeszcze pamiętać książeczki oszczędnościowe SKO. Każdego miesiąca dostawałam od Mamy określoną kwotę (10 albo 20 zł), którą wpłacałam na tę książeczkę, z przeznaczeniem na wycieczkę szkolną organizowaną pod koniec roku. Wiedziałam, że mogę wydać te pieniądze, ale nie pojechałabym później z całą klasą do zoo. Chyba wtedy nauczyłam się oszczędzać.

Kolejny cel miał pojawić się kilka lat później. Większość osób zaraz po liceum zaczyna studia. Ja z przyczyn czysto ekonomicznych nie miałam takiej możliwości. Oczywiście mogłam studiować zaocznie (co też próbowałam robić), ale przeprowadzka do Gdańska była poza moim zasięgiem. Zanim poszłam na filologię polską, miałam więc rok przerwy. W tym czasie pracowałam jako pomoc stomatologiczna i odkładałam większość swojej pensji. Mieszkałam jeszcze z rodzicami, więc nie interesowały mnie bieżące wydatki na mieszkanie czy jedzenie. Zgromadzone środki oraz pomoc osoby, którą nazywam swoją przybraną Mamą, pozwoliły mi utrzymać się przez pierwszy rok życia w Gdańsku. Następne w kolejności inwestycje to: aparat na zęby i dwa aparaty fotograficzne. Odkąd pamiętam właściwie zawsze znajdowałam sobie jakiś cel, na który odkładam. Aktualnie jest to wykończenie drugiego mieszkania, które odbiorę w przyszłym roku. Do tej pory trzymałam to w tajemnicy, ale musicie wiedzieć, że ostatnie dwa lata mojej działalności zawodowej były podporządkowane tym właśnie inwestycjom. Po co mi aż dwa mieszkania? Właściwie dwa na początek, bo do realizacji celu potrzeba ich więcej. W jednym oczywiście będę mieszkać. Drugie ma się po prostu zwracać, a za 30 lat przynosić dochód pasywny, który będzie podstawą mojej emerytury. Taki przynajmniej jest plan. Celem zaś – spokojna przyszłość.

Starość nie radość? Finansowa poduszka bezpieczeństwa, czyli moje sposoby na oszczędzanie

Moi znajomi dziwią się, kiedy słyszą, że w tak młodym wieku (właśnie skończyłam 27 lat), martwię się o to, co będzie za kolejne 30. A ja, odkąd sięgam pamięcią, posiadam silnie zakorzenione przekonanie, że sama muszę zadbać o swoje poczucie bezpieczeństwa. W okresie dzieciństwa oraz studiów utwierdzali mnie w tym rodzice, dając wprawdzie duże poczucie swobody, ale też nie oferując wsparcia. A teraz? Niepostrzeżenie znalazłam się w gronie dorosłych, których bacznie obserwuję, starając się uczyć nie tylko na swoich, ale też ich błędach. Wcześniej poduszką bezpieczeństwa była dla nich rodzina (to nas odróżnia), teraz są to głównie współmałżonkowie (właściwie w tej kwestii też nie jesteśmy zgodni). Z nimi zakładają firmy i przede wszystkim kupują mieszkania. To drugie jest dla mnie absolutnie niezrozumiałe. Nie trzeba mieć szczególnej wiedzy z zakresu ekonomii czy prawa, żeby ocenić ryzyko inwestycyjne. W przypadku rozwodu (dla ułatwienia wykluczam ryzyko choroby czy śmierci, które dotyczy każdego z nas) nie będzie wygranych, a inwestycja nie opłaci się żadnej ze stron. Oczywiście jest to temat na dłuższą dyskusję, ale piszę o tym dlatego, że moim zdaniem warto stworzyć sobie własną poduszkę bezpieczeństwa na czas, kiedy nie będziemy chcieli albo byli w stanie pracować. Zawsze istnieje ryzyko inwestycyjne, ale moim zdaniem lepiej, kiedy zależy ono wyłącznie od stanu gospodarki. Nie zaś stanu naszych uczuć.

Kiedy rozmawiam z młodszymi rówieśnikami z pokolenia Y, którzy oczywiście też nie wierzą w mit emerytury państwowej, zwykle pada argument: „pewnie nie dożyję starości, nie wiem, co będzie za 30 i 40 lat”. Tak się składa, że ja też nie wiem! Ale sięgając do cyferek i moich ulubionych statystyk dotyczących wydłużającej się średniej długości życia, istnieje ryzyko, że jednak dotrwam do tego okresu. Na wszelki wypadek więc, spróbuję się zabezpieczyć. Nikt nie zrobi tego za mnie.

Ten temat na moim blogu wywołała firma NN Investment Partners, która tworzy fundusze oraz portfele inwestycyjne. W ramach IKE Plus oferują 23 fundusze o różnym poziomie ryzyka inwestycyjnego – od bardzo niskiego, po bardzo wysokie. Dlaczego o tym piszę? Mój pomysł na inwestowanie w nieruchomości dla części z Was (zakładam nawet, że dla większości) okaże się bezużyteczny. Nawet w momencie, gdy zaciągane są kredyty hipoteczne, potrzebny jest spory kapitał w postaci gotówki. Próg wejścia jest więc dość wysoki. Uważam jednak, że zadbać o swoją przyszłość może, a nawet powinien, każdy. Dlatego też zdecydowałam się opisać Wam jeszcze jeden sposób, jakim jest inwestowanie w IKE. Poprzedziłam to długimi rozmowami z ludźmi, którzy na co dzień zajmują się ekonomią. Sama nie czułam się w kompetencjach, by móc dokonać rzetelnej oceny. Nie jestem też zbyt ufna. Chciałam mieć więc pewność, że jest to bezpieczna forma inwestowania, będąca w oderwaniu od obowiązującej władzy w państwie. IKE, czyli Indywidualne Konto Emerytalne, pozwala na prywatne oszczędzanie na przyszłość. Podstawową zaletą tej formy inwestowania jest niski próg wejścia. W przypadku NNTFI nie płacicie za otwarcie i prowadzenie konta. Oczywiście macie do niego dostęp 24 h na dobę. Nie zostajecie też obarczeni zobowiązaniami, jakie występują przy wielu innych sposobach inwestowania. Minimalna pierwsza wpłata to 50 zł. Później wpłacacie ile i kiedy chcecie. Najskuteczniejsza jest oczywiście regularność, ale nie ma takiej konieczności.  Pieniądze przelewacie w ramach 23 funduszy, bezpiecznych i bardziej ryzykownych. To do Was należy decyzja. Środki zgromadzone w ramach IKE są Waszą prywatną własnością, podobnie jak lokaty w banku. Żadne reformy systemu emerytalnego ani zmiany w OFE czy ZUS nie będą miały wpływu na te oszczędności. W odróżnieniu jednak do standardowych lokat w banku, zostajecie zwolnieni z podatku Belki (19%). Moim zdaniem brak podatku dochodowego jest największą zaleta tej formy inwestowania! Muszę jednak zaznaczyć, że jesteście z niego zwolnieni tylko wtedy, kiedy zgromadzone środki wypłacacie właśnie w momencie przejścia na emeryturę. Jeśli będziecie chcieli zrobić to wcześniej, nie ma problemu, jednak zapłacicie podatek dochodowy, podobnie jakbyście wpłacali pieniądze na lokatę czy inwestowali na giełdzie.

To, co może sprawiać trudność, to wybór odpowiedniego funduszu oraz późniejsze przemieszczanie środków z jednego na drugi (w tym wypadku również jesteście zwolnieni z podatku Belki i nie ponosicie żadnych opłat manipulacyjnych ). Dla takich osób przygotowano fundusze NN Perspektywa. Wystarczy, że znacie rok, w którym będziecie chcieli zakończyć inwestycję, a resztą zajmie się NN TFI. Wspominam o zaletach IKE, ale rozmawiając z ekonomistami, skupiałam się głównie na znalezieniu wad czy zagrożeń. Tak, żeby mieć pewność, że piszę o dobrym produkcie. Właściwie nie udało nam się wskazać niczego szczególnego. Ryzyko inwestycyjne (które tak mnie interesowało) przy bezpiecznych funduszach jest minimalne i opiera się wyłącznie o możliwe zmiany gospodarcze, zakładając jakieś diametralne wahania rynku. Jednak w tym przypadku dotknęłoby to też innych form inwestowania. Moje pesymistyczne wizje zostały więc rozwiane.

Jeśli nie trzeba obawiać się o bezpieczeństwo, rodzi się pytanie: ile na tym zarobię? To oczywiście zależy od wysokości wpłat, czasu kiedy chcecie przejść na emeryturę oraz potencjalnej stopy zwrotu (niższa stopa oznacza większe bezpieczeństwo, ale też mniejsze zyski). Możecie dokonać symulacji w kalkulatorze IKE. Przy moim dość zachowawczym podejściu i niskich wpłatach, nie dorobię się wprawdzie milionów, ale będę spała spokojnie i otrzymam to, czego oczekuję – finansową poduszkę bezpieczeństwa. Jeśli chcecie poznać temat bliżej, możecie zapoznać się z eksperymentem prowadzonym na Cashless.pl, gdzie Tomasz Jurczak i Piotr Dziubak uczą się inwestować w NN TFI.

A teraz najważniejsze. Wiem, że mając 20, 30, sądząc po niektórych znajomych – nawet 40 lat, nie chcemy zastanawiać się nad tym, co nas czeka w przyszłości, która teraz wydaje się przecież odległa. Staramy się myśleć perspektywicznie – o nowej pracy, podróżach, podwyższaniu kompetencji, rodzinie, lepszym aucie czy domku z ogródkiem. Planujemy, ale nie wybiegamy tak mocno w przyszłość. Co najwyżej 10 lat. Jeśli o mnie chodzi, zbliżająca się wielkimi krokami 30 jest już wystarczająco przerażająca, a co dopiero wyobrażenie siebie w bujanym fotelu. Z drugiej strony uważam, że takie wizje należy oswajać. Zagwarantować sobie spokój i szczęście. Akurat te dwie potrzeby nie zmieniają się z wiekiem.


Chętnie poznam Wasz punkt widzenia! Napiszcie, jakie jest Wasze podejście do oszczędzania i inwestowania. Myślicie o tym, co będzie za 10, 20 i 30 lat?

*Post powstał we współpracy z NN Invest Partners

Comments

  1. michel Odpowiedz

    Nigdy nie ufaj żadnym prywatnym „firmom” z zakresu „finansów”. To zawsze (prawie) sa złoxxieje.

  2. Aneta Odpowiedz

    Podoba mi się Twoje odpowiedzialne podejście.I zazdroszczę odwagi w przypadku tych 2 mieszkań.

  3. GosiakR Odpowiedz

    Bardzo inspirujący post. Szczerze, coraz cześciej mysle o oszczędzaniu na przyszlosc. Najchętniej przestałaby pracować juz po 50. Wiesz, jednak zmęczenie robi swoje. Ale nie mam jeszcze planu na oszczędzanie. Te fundusze inwestycyjne sa spoko. W przeciwieństwie do giełdy, gdzie łatwo stracić pieniądze i nieruchomosci – gdzie jak wspomniałaś potrzeby jest duzy kapitał, to najbezpieczniejsza forma. A ja nie jestem ryzykantką 🙂

  4. Ewa Macherowska Odpowiedz

    Fantastyczny post! 🙂

  5. Marta Odpowiedz

    W jaki sposób udało Ci się kupić dwa mieszkania? Teraz ciężko jest dostać kredyt na jedno mieszkanie a co dopiero na dwa.

  6. B. Odpowiedz

    Inspirujesz nie tylko modowo. Odpowiedialnie podchodzisz do życia.

  7. Sxymon Kaczmarek Odpowiedz

    Czyzby ktos tu czytal Finansowego Ninje :)?

    • kapuczina Odpowiedz

      Nie czytałam, ale czasem zaglądam na blog Michała. Lubię też jego występy. Są dostępne na YT 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.