WSZYSCY NOSIMY PODRÓBKI

Kilka dni temu trafiłam na post o frywolnej nazwie Szafiareczki kopiareczki kochają podróbeczki” opublikowany na blogu Niemodne Polki. Autorka tekstu – podobnie jak wielu jej poprzedników i poprzedniczek – krytykuje blogerki za noszenie ubrań łudząco przypominających projekty już istniejące, najczęściej tworzone przez wielkie domy mody. Nie jestem specjalną obrończynią blogerek modowych ani też piewczynią ich stylu. Sama prowadzę bloga, ale jeśli nadarza się ku temu okazja, jestem pierwszą, która wyrywa się, by krytykować to specyficzne bądź co bądź środowisko. Jednak nie tym razem! Tym razem zagram dobrego glinę.
Celowo wybrałam swoją stylizację i projekt sukienki, którym sklepy takie jak Choies czy Romwe się inspirowały/kopiowały. Jeśli więc macie wieszać na kimś psy, jestem do Waszej dyspozycji. Sukienka, jaką mam na sobie, jest podobna do tej, w której występuje modelka na zdjęciu po lewej stronie, prawda? Myślę, że w tej kwestii nikt nie ma najmniejszych wątpliwości. Schody zaczynają się w miejscu, w którym próbujemy sklasyfikować ją jako kopię lub inspirację. Jeśli uznamy, że to kopia, będzie ona niedoskonała. Jeśli inspiracja – to zbyt daleko idąca. Znów znajdujemy się w punkcie wyjścia, bo żadne z tych stanowisk nie jest w pełni słuszne. W tym sporze nikt nie ma prawa mieć racji. Jedyne, czego możemy być pewni, to fakt, iż sukienka sprzedawana w sklepach Choies i Romwe przypomina tę stworzoną przez Mary Katrantzou. Mamy oczywiście podstawy, by sądzić, że została uszyta na podstawie projektu Katrantzou, ale udowodnienie tego jest praktycznie niemożliwe.
Kolejny krok należy do Was. Zajrzyjcie do swojej szafy, po czym wyłóżcie wszystkie ubrania oraz dodatki pochodzące z sieciówek. Następnie te z second-handów (one też w większości przypadków zaczynały swój żywot w Zarze lub H&M). Wszystkie one stanowią kopię/inspirację. CZASEM TYLKO NIE JESTEŚMY ŚWIADOMI CZEGO DOKŁADNIE.
Powiem więcej, znane są również przypadki, gdzie projektanci pokazywali w swoich kolekcjach ubrania przypominające te stworzone przez ich kolegów i koleżanki po fachu kilka sezonów wcześniej. Czy były to celowo wykonane kopie czy też jedynie przypadkowe zbieżności wynikające chociażby z istnienia zbiorowej świadomości – tego nie wiemy i zapewne nigdy się nie dowiemy. Kilka przykładów takich działań znajdziecie na zdjęciach w TYM poście. Jeszcze bardziej banalnym przypadkiem są torebki typu 'chanelka’, które choć kanoniczne, występują nie tylko na pokazach Chanel.
Owszem, istnieje różnica między niemal identycznymi produktami a takimi, gdzie powielane są jedynie fragmenty. Tylko nikt nigdy nie wyznaczył jasnej granicy, która pozwałaby na uznanie danej rzeczy za plagiat. Jeśli więc mówimy o blogerkach, które kopiują lub kopie te promują, pamiętajmy, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku: projektanci, sieciówki, wreszcie konsumenci. Ubrania, dodatki, nawet te wykonane tylko w jednym egzemplarzu, zawsze będą w jakimś stopniu wtórne. To co może być unikatowe, to styl, sposób w jaki łączymy elementy tworzące dany zestaw. Niezależnie od tego, jak bardzo ekstrawaganccy lub zachowawczy jesteśmy, nasze stylizacje mają wspólny mianownik, który odróżni je od wszystkich innych – człowieka, jego cechy cielesne oraz osobowość.

Comments

  1. M.Ortycja Odpowiedz

    „Mamy oczywiście podstawy, by sądzić, że została uszyta na podstawie projektu Katrantzou, ale udowodnienie tego jest praktycznie niemożliwe.” – no proszę Cię 😀 jak niemożliwe? przecież to widać na pierwszy rzut oka 😀 jasne, nie złapałaś twórców sukienki-podróbki za rękę, gdy oglądali projekt Katrantzou i na tej podstawie tworzyli swój, ale nie jesteś też głupia, masz rozum, i umiesz wyciągać wnioski 😀

    • kapuczina Odpowiedz

      No właśnie dlatego, że widać coś na pierwszy rzut oka, to mamy podstawy. By coś udowodnić – sam „rozum” nie wystarczy.

    • Anonymous Odpowiedz

      To może idźmy dalej? Zlikwidujmy prawa autorskie. Bo skoro zdaniem blogerki Kapucziny niemożliwe jest stwierdzenie, czy coś jest kopią, czy inspiracją, to tego typu prawa są zupełnie bez sensu.
      Te dziwaczne zasady dotyczą tez twoim zdaniem np. prac naukowych czy tylko w materii mody je stosujesz?

    • kapuczina Odpowiedz

      Tak jak napisałaś. By rozstrzygnąć czy ktoś świadomie coś skopiował i tym samym ukradł pomysł potrzebne jest prawo, co za tym idzie także dowody. Czy znajdujesz je tutaj? Ja nie i nie posiadam takich kompetencji ani nawet możliwości, dlatego jest to dla mnie praktycznie niemożliwe.

    • Anonymous Odpowiedz

      to zdanie nie ma sensu. kapuczina ty nie studiujesz przypadkiem polonistyki? troche nie przystoi takich bykow jezykowych poczyniac…

    • kapuczina Odpowiedz

      Poprawka, żeby się mnie nie czepiali ;): Tak, jak napisałaś, by rozstrzygnąć czy ktoś świadomie coś skopiował i tym samym ukradł pomysł, potrzebne jest prawo.

    • kapuczina Odpowiedz

      No i nie zdążyłam ;).

    • Anonymous Odpowiedz

      „dlatego jest to dla mnie praktycznie niemożliwe”
      Dobrze, że są ludzie, którzy uważają to jednak za praktycznie możliwe 😉 i m.in. dlatego żerujące na cudzym dorobku artystycznym sieciówki płacą domom mody kary albo są zmuszanego wycofania ze sprzedaży pewnych produktów.
      Idę przetłumaczyć sobie jakiś anglo- lub niemieckojęzyczny artykuł naukowy. Wprowadzę kilka modyfikacji, ale podpiszę go swoim imieniem i nazwiskiem. Jak ktoś stwierdzi, że to ordynarny plagiat, to powiem, że ja się tylko inspirowałam… Tak jak Romwe, Choies i Zara inspirują się pracami projektantów 😉

    • Anonymous Odpowiedz

      A co do wspomnianych sklepów… Ja tam nic nie kupię, ale innym ludziom tego nie zabraniam. Jeżeli blogerki chcą współpracować z takimi markami, to niech to robią. Ale na litość boską… niech nie robią tego w tak kłamliwy sposób, w jaki zrobiła to Charlize Mystery.
      Więcej na ten temat pisać nie będę, bo widzę, że postawa Karoliny została już skomentowana przez inne osoby 😉

    • kapuczina Odpowiedz

      Jest dokładnie tak, jak piszesz i dzieje się to na drodze sądowej, gdzie należy udowodnić winę. Nie wyobrażam sobie jednak, bym JA mogła rozstrzygać, kto ściągał a kto stworzył projekt łudząco podobny do innego/wcześniejszego.

      Widzę, że lubisz temat prac naukowych, więc pozwolę sobie przytoczyć historię znajomej. Oddała ona swoją prace licencjacką do sprawdzenia. Wysnuła w niej kilka tez (jak to bywa w pracach tego typu). Promotor czytając ją, zauważył, że te same tezy pojawiły się wcześniej u innych autorów i (na szczęście) zwrócił jej na to uwagę, więc mogła zrobić przypisy i nie została posądzona o plagiat. Była nieświadoma tego, że ktoś już wcześniej wpadł na te pomysły. Uprzedzając Twój następny komentarz dotyczący jej niekompetencji,dodam tylko, że nie można znać/widzieć/wiedzieć wszystkiego.

    • kapuczina Odpowiedz

      Inna sytuacja. Jechałam dziś pociągiem i wymyśliłam, że zaprojektuję, a jeśli mi się uda, to uszyję samodzielnie sukienkę oversize na grubych ramiączkach z zamkiem z przodu. Mogę ręczyć słowami, że kiedy o tym myślałam, patrzyłam w okno. Nie pamiętam też czy kiedykolwiek oglądałam taką sukienkę. Jestem jednak pewna, że ktoś już wcześniej wpadł na ten pomysł, bo nie jest on specjalnie innowacyjny (oversize, grube ramiączka, zamek – banał!). Tak czy inaczej sukienka będzie nawiązywała do rzeczy już istniejącej w mniejszym lub większym stopniu. Może kiedyś nawet trafię na tę rzecz, a może okaże się, że widziałam ją wcześniej i powróciła w mojej głowie jako pomysł.

    • Anonymous Odpowiedz

      Będę trzymać się przytoczonej przez ciebie historyjki, która nie potwierdza niczego mądrego. Jeśli piszesz pracę na jakikolwiek temat twoim obowiązkiem jest zapoznanie się z całą dostępną literaturą, która tego tematu dotyczy. Twoja koleżanka nie zaczęła od tej podstawowej czynności i stąd jej błąd, który dyskwalifikuje ją jako naukowca. Robota projektanta polega też na tym, że musi orientować się w projektach swoich kolegów. Projektowanie na wysokim poziomie polega na tworzeniu czegoś wyjątkowego, a projektowanie na poziomie romwe polega na projektowaniu kopii, które sprzedadzą się w tysiącach egzemplarzy. A kupią je dziewczyny, które marzą o tej oryginalnej sukience. I myślę, że obie strony wiedzą na czym to polega, więc błagam o litość.

    • Anonymous Odpowiedz

      Jeżeli ktoś chce wierzyć w to, że choies i romwe mają bardzo zdolnych projektantów, to niech tak robi i niech uznaje za zbieg okoliczności fakt, że ubrania łudząco podobne do tych, które właśnie pojawiły się na wybiegach, znajdują się również w asortymencie tych sklepów.
      Piszesz, że Ty osobiście nie jesteś w stanie rozstrzygnąć, czy wygląd danej części garderoby jest kopią/inspiracją/wynikiem zbiegu okoliczności. Moim zdaniem takie podejście czasami (np. w przypadku sukienki ze zdjęć powyżej) jest przykładem przymykania oczu na coś oczywistego. Z twojej perspektywy to najprawdopodobniej przykład pewnej rozwagi i ostrożności w ferowaniu wyroków (którą szanuję).
      I niech tak będzie – ja będę kierowała się w trakcie zakupów moimi poglądami na ten temat, a ty swoimi. Ja nie popieram zakupów w takich miejscach, Ty nie masz nic przeciwko i potrafisz to uargumentować. Z tego wynika tylko jedno – to kwestia pewnych przekonań i ta dyskusja na pewno nie wpłynie na zmianę niczyich poglądów – ani moich ani twoich. I ja np. nie widzę w tym nic strasznego. Może i nie przepadam za takim gadaniem dla gadania, ale dopóki odbywa się ono w taki sposób jak w tej dyskusji z Tobą (czyli padają konkretne argumenty i nie ma mowy o obrażaniu oponenta), to nie mam w sumie nic przeciwko.
      Prace naukowe na wspomnianym przez Ciebie poziomie (chodzi mi o stopień studiów – licencjat) najczęściej nie wnoszą do nauki nic nowego i są jedynie kompilacją ogólnodostępnych źródeł. Trudno przecież wymagać od studenta III roku zajmowania się naprawdę złożonymi problemami i tworzenia odkrywczych dzieł. M.in. z tego powodu na jednym z wydziałów, na którym studiowałam, egzamin licencjacki polegający na obronie pracy licencjackiej został zastąpiony egzaminem pisemnym z określonego zakresu materiału.
      Owszem, nie można znać/wiedzieć/wszystkiego i zdarzają się takie zbiegi okoliczności jak ten opisany przez ciebie, ale to nie oznacza tego, że nie ma czegoś takiego jak plagiat. I stwierdzenie tego, czy student skopiował czyjąś pracę, czy też doszło do zbiegu okoliczności jest zadaniem promotora. Nawiązując do ubrań – twoim zdaniem sąd (odpowiednik promotora i recenzenta?;)) ma decydować, czy doszło do skopiowania cudzych projektów , a moim zdaniem w wielu przypadkach (nie wszystkich oczywiście) może to zrobić również zwykły konsument. Wydaje mi się, że czasami nawiązania są tak oczywiste i podobieństwo tak duże (a oprócz tego oryginalny projekt i jego kopia/podróbka/plagiat pojawiają się niemalże w tym samym czasie), że nawet niektórzy Kowalscy są w stanie stwierdzić samodzielnie (bez pomocy sądu), że kolokwialnie mówiąc coś tu nie gra.
      W związku z tym, że nie jestem jedynym anonimem w tym wątku informuję, że to nie ja jestem autorką komentarzy z 8:20 i 11:17. To taka mała uwaga o charakterze porządkowym… raczej nikomu niepotrzebna, ale informuję tak na wszelki wypadek 😉

    • kapuczina Odpowiedz

      Anonimowa osobo z ostatniego wpisu- wielkie dzięki za ten rozbudowany komentarz.

      Owszem, piszę w ten sposób ze względu na pewną rozwagę. Wielu zapomina, że istnieje coś takiego, jak odpowiedzialność za słowo (nie jestem prawnikiem, ale też nie chciałabym się w sądzie znaleźć). Dlatego nie oskarżam nikogo o czyny, których nie jestem w stanie udowodnić. W ten sposób na pewno pisze się teksty trochę trudniej, ale za to bezpieczniej i bardziej merytorycznie. Przecież najłatwiej byłoby krzyknąć: „Romwe kopiuje!” albo „Choies tworzy plagiaty”.

      Rozumiem Twoją postawę, jeśli chodzi o zakupy i do niedawna myślałam podobnie. Jednak w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że Romwe i Choies nie są odosobnione. Sieciówki, które odwiedzamy, pokazują nam dokładnie ten sam schemat. Wystarczy tylko bardziej wgłębić się w historię mody i śledzić bieżące pokazy. Kiedy spojrzymy na to jeszcze szerzej, okazuje się, że winne są nie tylko sieciówki, a w worku tym znajdują się także sami projektanci. Jasne, te nawiązania są różnorakie: mniejsze, większe i to my wybieramy, na jakie się zgadzamy. Tylko pytanie czy zgadzamy się na mniejsze zło czy nie jesteśmy tego zła świadomi? Widzisz, przykład z Mary Katrantzou było mi łatwo znaleźć, bo po pierwsze – lubię te ubrania, po drugie – koleżanka zwróciła mi jakiś czas uwagę na podobieństwo sukienki Choies i Katrantzou. Tylko to nie jest odosobniony przypadek, a Romwe i Choies to tylko szczyt góry. Jeśli więc krytykujemy dwa sklepy, powinniśmy również krytykować inne, które powielają ten sam schemat.

      Odpowiadając na dalszy ciąg Twojego komentarza: plagiaty istnieją i odnosząc się do ich definicji, z założenia są umyślne. Tylko czy to, że są zamierzone, w jakikolwiek sposób wpływa na skutki, zarówno te pozytywne jak i negatywne? Nie sądzę.

  2. Anonymous Odpowiedz

    Problem Charlize polega na sugerowaniu czytelnikom, że jest to oryginał i tu jest sedno tej sprawy

  3. Say me Justine Odpowiedz

    „Nie jestem specjalną obrończynią blogerek modowych ani też piewczynią ich stylu. Sama prowadzę bloga, ale jeśli nadarza się ku temu okazja, jestem pierwszą, która wyrywa się, by krytykować to specyficzne bądź co bądź środowisko. Jednak nie tym razem! Tym razem zagram dobrego glinę.”
    Szczerze? Jestes blogerka modowa, a szukasz tylko okazji zeby skrytykowac srodowisko, ktore tez sama tworzysz? Jakos nie rozumiem twojego toku myslenia. W tym wypadku jestes z kolei tak dobra i je bronisz, bo sama jestes tak jakby „winna”, piszac winna mam na mysli to, ze nosisz ubrania inspirowane, „podrabiane” jak to nazwala autorka tekstu z Niemodnych Polek… Nie chodzi mi w sumie o ten post na Niemodnych…bo to jest jasne, ze wszystkie sieciowki wzoruja sie na tym co wielkie domy mody prezentuja na wybiegach i pozniej te rzeczy mamy w szafach, jedynie rzucil mi sie sposob w jaki sie wypowiadasz.

  4. Anonymous Odpowiedz

    Taki mały detal: pewnie mam podróbki w szafie, nawet o tym nie wiedząc. Ty prowadzisz bloga, ubierasz świadomie „inspiracje” itp. O ile się orientuję, żadna z nas nie występuje z pozycji autorytetu, pasjonatki mody, której artykuły ukazują się w poczytnych czasopismach. Noszenie podrób (i jeszcze sugestia, że to oryginał) przez osoby, które twierdzą, że moda to ich pasja i wiążą z tym swoja przyszłość-to obciach. Przeciętny Kowalski w nosie ma czy podróbka czy nie, najczęściej o tym nawet nie wie…Ale specjaliści? Albo wiedzą i świadomie noszą podróbki, albo nie wiedzą i w takiej sytuacji są specjalistami jak z koziej d… waltornia. Poza tym, idąc Twoim tokiem rozumowania: dres z czterema paskami to nie jest podróbka Adidasa. W końcu różni się znacząco a gacie dresowe – są jakie są, trudno coś w tej materii innowacyjnego wymyślić:)

    • kapuczina Odpowiedz

      Każdy je ma, o to właśnie chodzi. Nawet kupując ubrania od projektanta, stanowią one swego rodzaju nawiązanie. To czy nazwiemy je kopią czy inspiracją, świadomą lub nie – to już inna sprawa i przyznam, że nigdy nie chciałabym być osobą, która tę kwestię rozstrzyga.
      Idąc moim tokiem rozumowania, każda jedna rzecz, nawet oryginalny dres Adidasa, będzie takim nawiązaniem (to jest najbezpieczniejsze słowo). Dlatego też krytykowanie tego zjawiska nie ma najmniejszego sensu, bo to tak jakby krytykować każdego człowieka ;).

    • Anonymous Odpowiedz

      Widzisz, w mojej opinii krytyka podróbek nie dotyczyła „każdego człowieka”. Dotyczyła osób, które same stawiają się na pozycji autorytetu i tak też są przedstawiane, przez mniej lub bardziej, opiniotwórcze media. To tak jakbyś czytała/słuchała profesora polonistyki, który sadzi błędy ortograficzne a „Pana Tadeusza” napisał, wg niego, Słowacki. No niby można stanąć na stanowisku:”Oj tam, oj tam. Każdy może się pomylić”, ale jednak jakoś hadko …. Bo od Kowalskiego nie wymagam bezbłędności i wiedzy dogłębnej na temat języka- od profesora-tak. I o to tak naprawdę chodzi:)

  5. Anonymous Odpowiedz

    Świetny tekst. Zgadzam się w 100 procentach. Podoba mi się sposób, w jaki ważysz słowa, dzięki czemu trafiasz w sedno i nie popadasz w przesadę.

    • Anonymous Odpowiedz

      Jakieś dziwne rzeczy się dzieją na twoim blogu. Minutę wcześniej pojawił się komentarz o tej samej treści (tylko napisany pogrubioną czcionką). Odświeżyłam stronę, żeby sprawdzić, czy są jakieś nowe komentarze i moim oczom ukazał się 😉 komunikat o tym, że komentarz został usunięty przez administratora. Odświeżyłam po raz kolejny i rzeczony komentarz pojawił się znowu z tą różnicą, że godzina jego dodania jest inna… O co tu chodzi?

    • kapuczina Odpowiedz

      Przyznam, że nie zwróciłam na to uwagi, ale możliwe, że to błąd blogspota. Zdarzyła mi się tu kiedyś sytuacja, że zniknął komentarz, kiedy próbowałam na niego odpowiedzieć!!! Na szczęście za jakiś czas blog zostanie przeniesiony i mam nadzieję, że takie sytuacje nie będą miały miejsca.

    • Anonymous Odpowiedz

      Podejrzewam jednak coś innego, ale gratuluję udzielenia rezolutnej odpowiedzi 😉

  6. Małgorzata M. Odpowiedz

    Sukienka rzeczywiście bardzo przypomina oryginał. Na kopii tej sukienki jakby kolory są nieco mniej wyraziste. A kopiowanie – rzecz ludzka – tego nie unikniemy. Mieć oryginał dzieła da Vinci – niemożliwe, ale już kopię każdy może sobie sprawić. Niewątpliwie problemem jest przede wszystkim dostępność dzieł projektantów – zwykli zjadacze chleba nie mogą sobie na nie pozwolić.

    • M.Ortycja Odpowiedz

      nikt nie mówi, że wszyscy mają nosić rzeczy od uznanych światowych projektantów, ale noszenie podróbek i sugerowanie, że to oryginał to już słabizna i o to chodzi w tej całej „aferze” podróbkowej 😉

  7. A new life Odpowiedz

    Zgadzam się z tym co napisałaś. Nie można rozdzielić kopii a inspiracji. I po prostu w przypadku blogerek powinny pisać jasno i wyraźnie skąd dane rzeczy mamy. A nie wprowadzać w błąd czytelniczki że to Mary jeśli to jest Choies (czyt. Charliza).

    • Anonymous Odpowiedz

      Z jej posta można było wywnioskować, że choies to strona typu mostrami.pl albo shwrm.pl 😉

  8. Anonymous Odpowiedz

    Gdyby osoby nie plagowały dzieł twórców do mas nie docierały by ich idee…. gdyby blogerka nie założyła kreacji podobnej do tej stworzonej przez projektantkę jako unikalną nie mówiło by o niej tyle osób, nie zarabiało by na tym dziele tyle osób, nie istniałaby w świadomości mas. Widocznie projekty modowe nie są sztuką dla sztuki skoro dąży się do tego by jak największa liczba konsumentów skorzystała z danego projektu i by domy modowe i projektanci zarabiali. Czy w modzie ochrona prawna byłaby opłacalna? Szczerze ątpię

    • kapuczina Odpowiedz

      Wielkie dzięki za ten komentarz i świeże spojrzenie. Słyszałam również wywiady, w których projektanci wypowiadają podobne racje.

  9. kapuczina Odpowiedz

    Wielkie dzięki za tę dyskusję!

  10. lavinka Odpowiedz

    W modzie wszystko już było, w ciągu ostatnich lat projektanci nie stworzyli niczego nowego. Cały czas od nowa wałkują te same pomysły najpierw lat 50, potem 60, 70 i 80. I abarot, bo konsument szybko zapomina. BTW kto zapłaci Aztekom zaległe tantiemy za kopiowanie wzorów na leginsach? 😉

  11. Anonymous Odpowiedz

    Kapuczina nie ośmieszaj się

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.